Będąc
w najbardziej popularnym turystycznie mieście Kachetii zwanym miastem miłości (nie do końca wiadomo czemu, ironicznie mówi
się o romantycznej przygodzie prezydenta Saakaszwilego), Sighnaghi, trafiłam na
festiwal arbuzów. Impreza ewidentnie przygotowana dla turystów, których tu w
lipcowe niedziele nie brakuje. Miejscowa ludność stanowiła może 1/5 ludzi
obecnych na głównym placu miasta. Sztucznej atmosfery dodawała jeszcze rycząca
z głośników Rihanna.
Były pokazy rzeźby w arbuzach, można było sobie zrobić zdjęcie ze stosem arbuzów, spróbować owoców lub soku z nich, kupić odpustowe pamiątki.
Jako, że impreza średnio przypadła mi do gustu, poszłam na spacer po mieście i rzeczą, która rzuciła mi się w oczy były samochody. Jak się domyślam, należą do miejscowych, bo zdecydowanie odróżniają się od taksówek i samochodów wynajmowanych przez turystów. Zdecydowanie dotknięte zębem czasu królują łady, choć zdarzają się też inne marki.
Obiektywnie trzeba przyznać, że Sighnaghi jest ładnym miastem odrestaurowanym w stylu śródziemnomorskim. W 2007 roku państwo zainwestowało grube pieniądze w jego przebudowę i zamianę w jedną z głównych atrakcji turystycznych Gruzji. I wydaje się, że się udało. Nawet marszrutki na dworcu w Tbilisi mają za szybą napisane ,,Sighnaghi’’ w alfabacie łacińskim, to o czymś świadczy :D
Widać, że miasto turystyką stoi. Na ulicach rzadko można spotkać kogoś z lokalnych mieszkańców, wszędzie dokoła turyści. Dużo hoteli, kwater do wynajęcia, restauracji.
Główną atrakcją turystyczną miasta są pochodzące z 18 wieku mury obronne wraz z kilkoma wieżami, z których przy ładnej pogodzie rozpościera się piękny widok na okolicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz